Siedzimy w domu. Kurujemy się.
Nudzimy. Kolorujemy.
Budujemy.
Kłócimy.
Sprzątamy.
Bałaganimy.
Przyszedł czas na obiad, zatem ja idę w cug. Dzieciom zapodaję ciastolinę, włączam piosenki w TV i mam chwilę spokoju, żeby coś spichcić.
Ciastolina w domu to totalne samobójstwo dla matki, ukochane przez dzieci, ale kiedy ma się dwójkę marudzących gadzin w domu, nie ma znaczenia nic innego – liczy się chwila oddechu podczas skrobania ziemniaków w kuchni. Poświęcam zatem dywan, bo już teraz wiem, że czeka mnie wyskrobywanie zaschniętych kawałków masy z włosia.
A niech mają!
W tle sączą się piosenki polskich wykonawców. Dzieci w spokoju ugniatają.
Jest dobrze. Jest miło. Jest bezpiecznie.
Z telewizora słyszę tekst piosenki: „Będę walczył, będę kochał, będę się o Ciebie bił…”. Jakaś nowość chyba, młody chłopak na ekranie.
– Maaaamo – woła mnie córka
– Słucham?
– Mamo, a dlaczego on będzie walczył i będzie się bił? – pyta Lena
– Wiesz co… On się bardzo zakochał i śpiewa, że będzie walczył o swoją dziewczynę, żeby ona z nim była – odpowiadam
– Ale dlaczego on się będzie bił? Przecież nie można się bić! – mówi córka
– No nie można, on na pewno nie będzie się bił naprawdę, tylko tak mówi, że będzie bardzo o nią się starał – brnę w ślepy zaułek…
– Aha – jej ciekawość zostaje zaspokojona.
Udało mi się!
Wracam do garów, dzieci dalej ugniatają, lepią i wycinają wzorki.
W tle rozpoznaję Marylę Rodowicz. Nie przewiduję żadnych dodatkowych pytań. Stare, dobre, ponadczasowe teksty…
„… Wsiąść do pociągu byle jakiego. Nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet” – rozbrzmiewa z głośników…
– Maaaamo – słyszę wołanie
– Słucham?
– A dlaczego ta pani śpiewa, żeby nie dbać o bagaż?
– Mmm. To jest tylko taka przenośnia, to znaczy, że ona podróżuje i nie martwi się o nic, że cieszy się, że może jechać i poznawać świat i ludzi – pokrętnie tłumaczę
– Mamo, ale ona śpiewa „nie dbać o bilet”, a przecież jak się nie dba o bilet to może złapać policja i zapłaci się mandat – stawia mnie pod murem Lena
– No tak w sumie masz rację. O bagaż można nie dbać, ale bilet wypadałoby mieć… – czuję, że nie mam już argumentów, więc przyznaję jej częściową rację.
Artyści… Piszą co ślina na język przyniesie, a potem ty sie tłumacz człowieku…
Dobra. Wracam do pracy. Organizuję im jeszcze jakieś akcesoria i liczę, że teraz dadzą mi chwilę.
Oddycham głęboko na widok wszechobecnej ciastoliny „raz, dwa, trzy”, uspokajająca nerwy medytacja i wymykam się z pokoju.
Słyszę, że kolejna piosenka to Margharet. Czuję, że pytania się wyczerpały. Piosenka jest po angielsku, nie wzbudza większych emocji, bo przecież nic z niej nie rozumieją.
Ufff. Jest dobrze. Podsmażam, podlewam, odcedzam.
Tra la laj… Jaki spokój, jaka cisza.
– Maaaaamo?
– Słucham?
Sama nie wiem czego mam się teraz spodziewać, bo przecież nie pytania o piosenkę. Może znowu ktoś coś komuś zabrał i jest afera? Może ciastolina jest za twarda i nie chce się dać przecisnąć?
– Maaamo nie rozumiem co ta pani śpiewa, ale ta piosenka jest dziwna, wiesz?
– Dlaczego? – pytam szczerze zdziwiona
– No chodź zobacz sama. Na tej piosence występują same golasy…
Patrzę w ekran i chce mi się śmiać. Z siebie, z nich, z sytuacji.
– No tak, rzeczywiście. Wiecie co? Włączę Wam bajki, będzie bezpieczniej. Chcecie?
– Taaaaaaaaaaaaak!
Ja chyba też 🙂
A patrz, jakie spostrzegawcze dziecko. Wszystko widzi i wszystko słyszy 😉
A mi się od razu przypomniało, jak to kiedyś człek nieświadomy znaczenia piosenek, sobie je śpiewał ;). Byłam trochę tylko starsza od Lenki i siedząc z rodzicami (coś tam kolorując, czy wycinając) usłyszałam jedną z moich ulubionych piosenek Kultu w radio, gdzie teks był m.in. taki: „o qu….wy wędrowniczki…” No to podśpiewuję sobie spokojnie i tylko kątem oka widzę coraz bardziej przerażoną twarz tatusia 😉 😉 ;).
PolubieniePolubienie
„Pikuś”….jak trochę podrosną,będzie internet.A wtedy……cóż…zacznie się „bonanza”Byłe pokolenia miały w tej materii nieświadomy „RAJ”
PolubieniePolubienie