Ostatnimi czasy rozjechały się moje możliwości pisania z chęciami i siłą. To wszystko po prostu nie szło w parze. Za dużo chorób, za dużo obowiązków, za dużo stresów. To wszystko powodowało, że kiedy pomysły kłębiły się w głowie i chciały coś przenieść na klawiaturę, moje ciało o 23.00 padało jak długie i w nosie miało moje chęci pisarskie. I tak mijały kolejne dni…
Przez Święta się zdecydowanie przejadłam, mówiąc kulturalnie: odżywiłam 🙂
Mózg zaczął się cieszyć, życie znowu zaczęło pisać historie, a zatem jestem! 🙂
Dziś podczas śniadania speszony mąż mój jedyny, ciut szeptem mówi do mnie:
– Wiesz co…
– No… – odpowiadam z zaciekawieniem i dużymi oczami, gdyż wiem, że takie „wiesz co” zwiastuje raczej kłopoty.
– Bo wczoraj jak usypiałaś Tymka, to ja byłem z Leną w łazience… – mówi jakby opowiadał scenę z horroru. Czuję, że zaraz zacznę gryźć paznokcie.
– No i co? – dopytuję
– …No i wiesz, i ona szperała po szafkach, i wszystko oglądała, i pytała i wyciągała…
– No wiem przecież, szperaczem jest i tyle, wszystko musi wiedzieć. No ale co chcesz powiedzieć? – pytam ze zniecierpliwieniem
– No bo wiesz, ona otworzyła szufladę i znalazła tampon – mówi mój mąż szeptem zupełnie jakby córka znalazła bombę, narkotyki, paszport na inne nazwisko albo sztuczną szczękę po prababci.
Zaczynam się śmiać, ale wyczuwam napięcie po drugiej stronie.
– No i ona pyta co to jest! – mówi z wielkimi oczami mąż mój
– I co jej powiedziałeś? – pytam ukrywając śmiech.
– A co miałem powiedzieć? – pyta zmieszany
– No, że jest to coś, co czasem używa mama. Po prostu mówisz prawdę. – odpowiadam w miarę normalnie, gdyż historia po prostu mnie bawi 🙂
– A jak ona zapyta co się z tym robi, to co ja mam powiedzieć? – pyta dalej mąż i widzę, że napięcie połączone z rumieńcem wzrasta
– Najlepiej odpowiadać tylko na jej pytania. Jeśli pyta co to jest, to mów co to jest. Myślę, że w jej wieku wystarczy powiedzieć, że czasem używa tego mama i to jej wystarczy. Jeśli zapyta dalej, to powiedz, że mama jej wytłumaczy – o ile ty nie chcesz. Mówisz prosto, łatwymi słowami nie robiąc z tego wielkiego „łał”. To w końcu jest normalnie, że w domu są tampony czy inne podpaski. Dwudziesty pierwszy wiek mamy. Heloł!?
– A bo ja nie wiedziałem… – kręci dalej mąż
– No to co jej powiedziałeś – dopytuję i już zaczynam mieć tak duże oczy jak on, bo umieram z ciekawości.
– Oj tam, jakoś mnie to speszyło i tak jakoś jej głupio odpowiedziałem…
– No ale co dokładnie jej powiedziałeś?
– No, no…
– No, kurczę co? – dopytuję na skraju wytrzymałości
– No, że to są takie specjalne naboje do strzelania.
Uwierzcie, ale myślałam, że padnę twarzą w trzydniową rybę po grecku i pęknę ze śmiechu…
🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
Osobiście miałabym trudności,ale męskie tłumaczenie jest genialne i też wylądowałabym w talerzu pełnym zupy. Sama nie doświadczyłam pytań,bo nie było tamponów,a właściwie nic nie było.Wówczas się nie kupowało,lecz zdobywało,a ile radości z każdego „duperela”. Innymi słowy super „atrakcyjne” lata.
PolubieniePolubienie
Hahaha!!! Specjalne naboje. Świetne. Muszę to zapamiętać jak moja córka będzie mnie pytać.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
😀
PolubieniePolubienie