Córka moja przeziębiona. Smaruję ją jakimiś mazidłami, katuję syropami.
Mieszam herbatę, a ona wchodzi do kuchni.
– Co robisz? – pyta
– Herbatę malinową dla Ciebie.
– Z miodem? – upewnia się
– No oczywiście – potwierdzam i jednocześnie dolewam do herbaty odrobinę soku domowej roboty mojej babci.
– A co teraz wlałaś? – zaciekawiona dopytuje
– Sok z bzu. Dobry na przeziębienie – mówię
– A co to jest bzu? Nie znam takiego owocu – wzrusza ramionami Lena
– Nie bzu, tylko BEZ – staram się na szybko naprowadzić ją na właściwe myślenie
– No mówiłaś że z sokiem, a teraz mówisz że BEZ? No to BEZ czego w końcu?
To sobie pogadałyśmy.
❤