Niewyobrażalnie wielka odpowiedzialność na mnie ciąży. Na mnie i na każdym rodzicu. I chyba sobie w ogóle nie zdawałam z tego sprawy. No nie, kłamię, wiedziałam, bo przecież karmisz, leczysz, głaszczesz, uczysz wiązać sznurowadła. Kreujesz świat, przynajmniej przez te pierwsze lata.
Od kiedy zaczyna to małe stworzenie mówić: „Mamo mogę soku?”, „Mamo mogę iść na dwór”, „Mamo mogę coś słodkiego?” odpowiadam na nie mechanicznie raz „tak”, a raz „nie” i tak dochodzi do mnie po jakimś czasie, że każdy drobiazg jest konsultowany niczym zgoda na start rakiety w kosmos. Wow! Moja opinia czasem wypowiadana od niechcenia ma wartość, większą niż sądziłam… Do kiedy nie miałam tego świadomości, było mi jakoś lżej, a teraz poczucie odpowiedzialności za wypowiadane słowa jest jakby większe.
Dlatego dziś, kiedy dziecko w drogerii podaje mi dwa razy droższe patyczki do uszu – papierowe – kupuję je. Bo przecież „Mówiłaś, że taki patyczek rozkłada się 500 lat i żółw może go zjeść i umrzeć”. No tak, mówiłam. A więc teraz muszę iść tym torem. Muszę być konsekwentna. Nie muszę, chcę być. Bo chcę być w tym co mówię – prawdziwa.
I wiecie co?
Jest to świetne i dobrze mi z tym. Bo dzieci mobilizują nas do zmian. Wychowując je mogę też zmieniać siebie na lepsze. Wierzę, że to zaowocuje w przyszłości.
Ba! Ja już to widzę!
O matko…. dałaś mi do myślenia. Też jakoś nie zastanawiam się głębiej nad moim
„tak” lub „nie”. Gdy chodzi o coś co jest bezpieczne, np. wypicie soku, a niebezpieczne, jak skakanie ze stołu, to jakoś wszystko jest oczywiste… Ale wybór patyczków do uszu, bo żółw zje i umrze… Tu mnie zabiłaś ;). Muszę teraz 1000 razy więcej myśleć nad tym co mówię 😉 😉 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
❤
PolubieniePolubienie