Nie wiem kiedy to się wydarzyło. Po prostu wzięła sobie i urosła. Wyrosła z Peppy i Elsy. Nie chce jeść kolorowych żelków. Nie rajcują ją plastikowe reklamowane zabawki i ciuchy z dziecinnymi nadrukami.
Kiedy to się stało, że nagle podchodzi do mnie i mówi „Czy jak będę trochę większa to będę mogła używać twojego podkładu?”. „Że co?”. To się nie dzieje naprawdę.
Przecieram oczy, wchodzę do jej pokoju, a tam sterta ciuchów wysypana z szafy, bo cytuję „układam sobie stylizacje”. Ok, sorry, nie przeszkadzam, choć na widok całej zawartości garderoby wywalonej na dywan dostaję mroczków w oczach.
Nawet nie proponuję innej zabawy. Oświadcza mi bowiem, że to jest właśnie od teraz jej pasja i dalej wycina ze starej rajstopy sukienkę dla Barbie, nawet nie podnosząc na mnie wzroku. Dokłada guziki, zszywa kawałki materiałów robiąc opaski i torebki.
Dopóki nie tniesz mi firanek jestem za!
Kiedy chcę znaleźć igłę i szpilkę muszę iść do jej magicznej szuflady, gdyż z mojego składzika zniknęły wszystkie akcesoria krawieckie. Stare poszewki na poduszki i przedziurawione legginsy są zbierane i zabierane do jej „pracowni stylizacji”.
– Sama już teraz będę wybierać ciuchy do szkoły. Nic mi nie szykuj – mówi
– Bylebyś nie poszła zimą w sandałach – wypala ignorancko tata
– Pfff – rzuca mu spojrzenie Bazyliszka – Ty się w ogóle nie znasz na ciuchach! – dostaje ripostę
Dobra, luz, daję Ci wolną rękę.
– Jedziemy do sklepu, kupimy buty sportowe do szkoły – mówię
– Sportoweee? Takie, że trampki albo „adidasy”? Eeee, ja wolę takie całe białe z napisem LOVE, różnymi znaczkami, gwiazdką czy coś – mówi.
„No sory” – śpiewa Sannah (wiem, bo przecież Ty ją lubisz) i mi nie pozostaje nic innego, jak obserwować Cię i pozwalać Ci próbować. Czasy kiedy mogłam wsadzić Cię w wypłowiałe za krótkie spodenki minęły bezpowrotnie…
No sorry…