
We wtorek był ostatni dzień szkoły w tym roku. Ja oddycham z ulgą, a Wy?
Uff.
Już teraz została mi „tylko” praca na głowie, a w sumie nawet nie, bo do końca roku wagaruję na urlopie. No żyć nie umierać, ale czuję że należało mi się, bo jestem zgryziona, zmemłana i wypluta przez ten rok.
Zalewam herbatę i przysłuchuję się rozmowie dzieci, które analizują ostatni dzień szkoły.
Córka: „A my sobie będziemy składać życzenia. A Wy?”
Syn: „A my mamy przygotować ciasteczko czy piernika na wspólne spotkanie na ‚kolu’. A Wy?”
Córka: „A my mamy ubrać się świątecznie. A Wy?”
Syn: „My nie mamy zadanych żadnych lekcji w książkach. Mamy za zadanie tylko zrobić dziś jakiś dobry uczynek w domu. Pomóc mamie albo coś takiego.”
Córka: „No co Ty! Matko, dobrze że ja nie mam nic zdane…”
No i weź jej nie kochaj! 🙂